Ty jako kanon piękna

 „Ty jako kanon piękna”

    Przez ostatnie kilkadziesiąt lat popularny kanon piękna wciąż się poszerzał, stopniowo obejmując kobiety czarnoskóre, z bielactwem, łyse, a wreszcie z siwizną i zmarszczkami. Zmierzamy do kultury uznającej piękno o szerokim spektrum. Takiej, w której każdy jest mile widziany. Każdy jest piękny. Czy na pewno współczesna definicja piękna obejmuje nas wszystkie? I jak na przestrzeni lat zmieniał się kanon kobiecego piękna?
Piękno jest kwestią kulturową. To, co jedna społeczność podziwia, przez inną może być uważane za obojętne albo nawet odrażające. Coś, czemu jeden człowiek nie może się oprzeć, u drugiego wywołuje wzruszenie ramion.
Piękno jest osobiste. Ale także uniwersalne. Istnieją międzynarodowe piękności – osoby, które zaczęły reprezentować standard. Przez wiele pokoleń kanon kobiecego piękna był kojarzony ze smukłą sylwetką z wydatnym biustem i wąską talią. Podbródek miał być wyraźnie zaznaczony, kości policzkowe położone wysoko i wystające. Nos szczupły. Wargi pełne, ale bez przesady. Oczy, najlepiej niebieskie lub zielone, duże i jasne. Włosy miały być długie, gęste i falujące – i najlepiej złociste. Symetria była pożądana. Młodość… to się rozumie samo przez się.


    Taki był standard, odkąd pojawiły się czasopisma kobiece, które skodyfikowały i skomercjalizowały urodę. Najbliżej tego ideału były tzw. wielkie piękności – kobiety takie jak aktorka Catherine Deneuve czy księżna Grace. Im bardziej kobieta różniła się od tej wersji kanonu piękna, tym bardziej stawała się egzotyczna. Jeśli odbiegła za bardzo, była po prostu uważana za mniej atrakcyjną – albo pociągającą, albo wartościową. I dla niektórych kobiet o skórze czarnej lub brązowej, grubych lub starych ten kanon kobiecego piękna w rozumieniu szerokiej kultury wydawał się nieosiągalny.
Wszyscy zaczęliśmy więcej akceptować, ponieważ ludzie się tego domagali. Protestowali w tej sprawie i, korzystając z mediów społecznościowych, zawstydzali strażników urodowych kanonów, skłaniając ich do szerszego otwarcia drzwi. Uroda przez długi czas była miarą kobiecej, społecznej wartości, a także narzędziem, z którego mogły korzystać. W czasach, kiedy przyszłość pań zależała od dobrego zamążpójścia, ludzie mawiali, że kobieta nie powinna pozwolić, by jej uroda się zmarnowała. Potencjał i ambicje męża powinny być równie olśniewające jak jej piękne rysy. Dziś jest nam łatwiej niż wtedy, ale nie znaleźliśmy się w krainie utopii. Wiele najekskluzywniejszych sfer piękna nie uwzględnia kobiet o pełniejszych kształtach, kobiet niepełnosprawnych lub starszych. Ale szczerze mówiąc, nie jestem pewna, jak właściwie ta utopia miałaby wyglądać. Czy byłby to świat, w którym każda dostaje diadem i szarfę królowej piękności za to tylko, że się pokaże? Czy może taki, w którym kanon piękna zostaje rozciągnięty do tego stopnia, że traci znaczenie? Być może droga do utopii prowadzi przez przedefiniowanie tego słowa, aby lepiej oddawało sposób, w jaki zaczęliśmy rozumieć piękno – jako coś więcej niż estetyczną przyjemność. Wiemy, że piękno ma finansową wartość. Chcemy przebywać w pobliżu pięknych osób, bo cieszą nasze oczy, ale także dlatego, że wydają się nam z natury rzeczy lepszymi ludźmi. Mówi się, że atrakcyjne osoby uzyskują wyższe płace. Prawda jest nieco bardziej skomplikowana.



    Dla ciebie twój wygląd jest adresowany jako reklama i marketing. Jesteś pożądana. Jesteś dostrzegana i uznawana. Zastanawiając się nad czyimś wyglądem, w pewnym sensie pytamy: Na ile akceptowalna jest ta osoba? Na ile jest istotna? Czy ma jakieś znaczenie? Dziś sugerując, że ktoś nie jest zachwycający, narażamy się na społeczny ostracyzm, a w każdym razie na krytykę w mediach społecznościowych. Jakim trzeba być potworem, żeby ogłaszać, że inny człowiek jest nieatrakcyjny, że nie wpisuje się w kanon piękna?
Czyniąc to, dosłownie odrzucamy tę osobę jako bezwartościową. Lepiej kłamać. Oczywiście, że jesteś piękna, kochanie, jasne, że jesteś. Zaczęliśmy utożsamiać urodę z człowieczeństwem. Jeśli nie dostrzegamy w kimś piękna, jesteśmy ślepi na jego człowieczeństwo. To przerażające, jak ważna stała się uroda. Zaczęła sięgać samej duszy człowieka. Stała się tak istotna, że odmawianie jej ludziom jest jak pozbawianie ich tlenu.
To jaka jest współczesna definicja kobiecego piękna?
Gdy patrzę na zdjęcia grup kobiet na wakacjach albo matek z dziećmi, widzę przyjaźń, wierność, radość i miłość. Widzę osoby, które wydają się pełne uniesienia i pewności siebie. Gdybym z nimi porozmawiała, być może uznałabym je za inteligentne i dowcipne albo niewiarygodnie charyzmatyczne. Gdybym je poznała i polubiła, z pewnością określiłabym je także jako piękne. Gdybym miała spojrzeć na portret mojej matki, zobaczyłabym jedną z najpiękniejszych osób na świecie – nie z powodu kości policzkowych czy zgrabnej figury, ale dlatego, że znam jej serce.



    Jako kultura wspieramy pogląd, że liczy się wewnętrzne piękno, choć w istocie społeczną wartość ma to, co na zewnątrz. Nowe spojrzenie na piękno pozwala nam uznać za piękną osobę, której nie poznaliśmy. Zmusza nas do zakładania u ludzi najlepszych cech. Skłania do kontaktowania się z nimi w sposób, który w swej otwartości i beztrosce jest niemal dziecinny. Nowoczesny, czyli otwarty i inkluzywny, kanon kobiecego piękna nie zakłada, że będziemy zasiadać do stołu bez żadnych ocen. Sugeruje nam po prostu, byśmy zasiadali z założeniem, że wszyscy obecni mają prawo przy nim być.
    Już nie ikony kina czy mody dyktują nam standardy piękna, ale gwiazdy Instagrama. Jak wygląda współczesny ideał i czy łatwo mu dorównać?
Okazałe pośladki i biust, ekstremalnie smukły owal, nieproporcjonalnie duże usta. Instagram dyktuje nowe kanony piękna, które inspirują kobiety na całym świecie. Gdy Kylie Jenner, na przekór obowiązującemu trendowi na naturalność, powiększyła usta do monstrualnych rozmiarów i mocno wymalowane zaczęła eksponować na Instagramie, sprzedaż konturówek w Stanach wzrosła o 23 proc. Podobnie pudrów brązujących, gdy dzięki Kim Kardashian hashtag „contouring” zaczął bić w Internecie rekordy popularności.
Instagram wypromował też nowe ikony piękna. Już nie super szczupłe modelki z „ciekawą twarzą” są niedoścignionym ideałem. Raczej kobiety o atletycznych, wręcz kulturystycznych sylwetkach, z widocznie zarysowanymi mięśniami, jak modelka Iza Goulart czy trenerka Jen Selter. Albo wręcz odwrotnie: niezwykle kobiece, z pokaźnym biustem i pupą, jak Khloé Kardashian czy Nicki Minaj. Wszystkie o dziewczęcych, symetrycznych twarzach. Problem w tym, że mimo takiego przekroju różnorodnych standardów urody w Internecie, aż 80 proc. kobiet uważa je za niemożliwe do osiągnięcia, wynika z badań przeprowadzonych przez Dove. I nie ma w tym nic dziwnego, biorąc choćby przykład królowej Instagrama Kim Kardashian. Mimo że nie wciska się w „eskę” i ma na czym usiąść, to na jej pupie czy udach trudno odnaleźć choćby centymetr cellulitu czy rozstępu. Na zdjęciach wyglądają jak wyprasowane żelazkiem. Co więcej, przy takich gabarytach Kim ma talię osy, której może pozazdrościć jej niejedna modelka w rozmiarze zero. W naturze takie proporcje jednak nie występują i jak twierdzą specjaliści, Kim zawdzięcza je licznym, wartym tysiące dolarów zabiegom, a także przerabianiu zdjęć.
Przecież – o czym często zapominamy – te wrzucane na Instagrama zdjęcia też są retuszowane. A zrobienie idealnego zdjęcia wymaga nawet kilkudziesięciu powtórek i zastosowania całej masy trików. Jakich? Na przykład oświetlania własnej twarzy z boku latarką, aby wyglądała jak po nałożeniu na nią najdroższego rozświetlacza. Kolejnym trikiem jest zasłanianie swoich atutów, kształtów, tylko po to by upodobnić się do tego. Najpopularniejszym kłamstwem w zdjęciach na internecie, jest przerobienie zdjęcia za pomocą odpowiednich programów, by wyszczuplić twarz, uda czy zmienić kolor skóry.




Faktycznie, oglądając tak dopieszczone zdjęcia można nabawić się kompleksów. Dlatego coraz więcej kobiet woli pokazywać rzeczywistość, oznaczając swoje zdjęcia hashtagiem „realfie” zamiast „selfie”. Jak amerykańska dziennikarka Laura Willard, która w trakcie kongresu Social Media Week w Nowym Jorku opowiedziała, jak za namową córki wrzuciła do Internetu zdjęcie swojego nieidealnego ciała w kostiumie. Włożyła go pierwszy raz od porodu, bo tak bardzo wstydziła się swojego odbiegającego od wzorców promowanych na Instagramie ciała. Albo 18-letnia gwiazda Instagrama Essena O’Neill, zarabiająca kokosy na swoim profilu, aż pewnego dnia usunęła z niego większość zdjęć i zmieniła nazwę na „Social media is not real life”. Od tego czasu próbuje przekonywać w Internecie, że rzeczywistość często jest piękna, ale rzadko idealna.



Pamiętajcie, że wszystkie jesteśmy piękne, a wyznacznik kanonu piękna bywa zgubny i przekłamany!



Źródła:

Komentarze

Popularne posty